Leżysz w łóżku. Twój pokój mimo, że jest pomarańczowy robi się czarny. Patrzysz w sufit. Wydaję Ci się, że jesteś zamknięty w ciemnym pokoju bez klamek. Czujesz jak od ścian odbija się dźwięk. Wszędzie rozbrzmiewa tylko To. Jest Ci zimno. Gdy słyszysz ten głos przechodzą Cię takie ciary, że musisz wejść pod kołdrę. Nadal patrzysz w sufit i słuchasz. Minęło dwadzieścia minut, a Ty nie możesz się ruszyć. Leżysz jak zahipnotyzowany. Zmęczony - zamykasz oczy. Co jakiś czas powracasz do rzeczywistości, by usłyszeć jak rodzina rozmawia za ścianą. Ale to trwa tylko chwilkę. Wszystko wydaje się być takie lodowate. Tak jakbyś leżał teraz na zupełnie ciemnym, zimny odludziu. Nagle nie słyszysz już nic. Tylko własne bicie serca. Po półtorej godziny otwierasz oczy i czujesz na swojej twarzy łzy. Wstajesz, patrzysz w lustro. Mimo wszystko jesteś szczęśliwy.
Szczęśliwy jak nigdy.
Tak właśnie działa na Ciebie Joy Division.
13 września 2008
Wszystko wydaje się być takie lodowate...
Autor: Mrssm o 15:21
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarze:
mm, ciekawy post,
jeśli tak ma na mnie wpłynąć Joy Division to muszę w końcu tego posłuchać,
bo cały czas się do tego zabieram i jakoś nigdy mi nie wychodzi ; )
pozdr.
steff ; d
Na mnie teraz tak działa Depeche Mode ;)
Dociera do mnie jak nic innego.
Tak jak Nahvalr na mnie ;)
kazdy ma takie odczucia gdy slucha zespolu, ktory jest dla niego wazny ;)
Skąd sie tacy ludzie biorą? ;)
a kto to wie... ; )
Prześlij komentarz